Organic Shop - peeling do ciała: mango, malina, pomarańcza, kawa - RECENZJA

Organic Shop - peeling do ciała: mango, malina, pomarańcza, kawa - RECENZJA

Na Instagramie jeszcze niedawno szum robiły peelingi do ciała Organic Shop. Stało się to głównie za sprawą styczniowej promocji z Rossmannie (2+2 na naturalne produkty), gdzie dziennie pojawiało się sporo zdjęć z właśnie tymi kosmetykami w roli głównej. Ja swoje dwa (mango i kawa) kupiłam podczas tej promocji, a malina i pomarańcza przywędrowała do mnie przy wizycie w Biedronce (ha ha, przychodzisz kupić coś do jedzenia, a wychodzisz z kosmetykami...), więc złowiłam 4 produkty za bardzo fajną cenę.

Producent obiecuje wygładzenie oraz przywrócenie elastyczności skórze, piękny zapach, regenerację oraz oczyszczenie. Dodatkowo mają zawierać 99,54% naturalnych składników i być pozbawione SLS, parabenów i silikonów. Brzmi świetnie, prawda? 


Pierwszym plusem jaki zauważyłam jest przepiękny bukiet zapachowy. Najbardziej spodobała mi się malina, a tuż za nią plasuje się pomarańcza; mają cudowne, soczyste zapachy, dzięki którym aplikacja jest bardzo przyjemna. Mango też jest ładne, choć nie tak intensywne jak dwa wcześniej wspomniane. Najmniej spodobała mi się kawa, ale to dlatego, że nie jestem kawoszem i nie przepadam za tym zapachem. 


Produkt oprócz pięknego zapachu posiada także świetną konsystencję. Jest gęsty i bardzo łatwo rozprowadzić go na skórze. Zawiera drobne drobinki, które przyjemnie masują nasze ciało. Nic się nie marnuje, bo zawsze nabierzemy odpowiednią dla siebie ilość, a co za tym idzie - jest bardzo wydajnym produktem.


Najważniejszą rzeczą jest jednak działanie, a odpowiednio wmasowany peeling robi dosłownie cuda! Skóra jest gładka i bardzo przyjemna w dotyku, niewysuszona, lecz lekko natłuszczona. Balsamy i olejki do ciała o wiele lepiej się wchłaniają po zastosowaniu peelingu. Ja go używam dwa razy w tygodniu, a przez to moja skóra jest w bardzo dobrym stanie i cały czas gładziutka.


Serdecznie polecam się za nimi rozejrzeć, być może jeszcze są w Biedronce (tam kosztują ok.6 złotych), a jeśli nie - na wielu stronach internetowych można je znaleźć za +/- 10 złotych. Jak za tą cenę to jestem bardzo zadowolona z tego produktu i polecam go gorąco!

Czego nie warto kupić na promocji -49/55% w Rossmannie?

Czego nie warto kupić na promocji -49/55% w Rossmannie?

Hejka! Jak wiemy z poprzedniego posta, 9 kwietnia 2018r. rozpoczyna się kolejna edycja słynnej Rossmannowskiej promocji -49/55%  na kosmetyki kolorowe. Chciałabym tu wyróżnić przede wszystkim produkty, które mi się kompletnie nie sprawdziły i nie są warte nawet promocyjnej ceny.

UWAGA! To, że dla mnie nie były OK, nie oznacza, że i Wam się nie sprawdzą, można śmiało próbować. Wszystko jasne? To zaczynamy.


Pierwszą rzeczą jest moje ogromne rozczarowanie słynną maskarą Lovely Pump Up. Spodziewałam się faktycznie pięknych efektów, uniesionych rzęs, pogrubienia, wydłużenia. W końcu tylko same ochy i achy nad tym tuszem, a ja się bardzo zawiodłam... Na początku nie robił kompletnie NIC (nadawał jedynie leciutki kolorek), a po czasie kruszy się niemiłosiernie i wręcz okropnie wygląda na rzęsach. Ja jestem stanowczo na nie, być może trafiłam na felerny egzemplarz...
Jako drugi i trzeci obiekt zażaleń wybrałam również maskary z marki Lovely. Nie jest to spowodowane moją jakąś niechęcią do tańszych marek, bo zdarzają się świetne produkty, ale niestety Vampire Lashes i Lash Extension to porażka. Bardzo się na nich zawiodłam, a szczególnie na Vampire Lashes, bo efekt daje bardzo ładny na rzęsach, ale już po niedługim upływie czasu tworzy niewyobrażalny efekt pandy pod oczami! Masakra... Za to różowa maskara kruszy się, rozmazuje i ciężko nią pomalować ładnie rzęsy. Efekt albo jest baaaaardzo delikatny albo mocno daje mocno posklejane rzęsy.

 Przykro mi, że w tym poście niepochlebnie wyrażam się na temat tanich marek, ale tylko wśród nich znalazłam takie tragiczne rzeczy. Lubię, np złoty rozświetlacz Lovely czy puder bananowy z Wibo, ale te kosmetyki, które są tu pokazane zwyczajnie nie spełniają moich oczekiwań.

Teraz chciałabym przejść do mega zawodu i ogromnego bubla. Mowa o Ultra Matte Liquid Lipstick od Wibo. No i tak... Kolor zapowiadał się pięknie, mnóstwo osób zachwalało te nowości od Wibo. Niestety, bardzo ciężko wyrysować ładnie usta (aplikator) i pokryć je równomiernym kolorem. Wielka szkoda, że miejscami zostawia okropne prześwity. Na domiar złego tworzy też brzydką skorupę na ustach i w pewnych miejscach szybko się zjada, co wygląda okropnie. Na moje nieszczęście pomalowałam się nią pierwszy raz, gdy wychodziłam z domu i bardzo się zdziwiłam, widząc coś takiego na ustach i wokół ust. Tak, do tego się rozmazuje po buzi! Nie polecam...

 Na koniec zostawiłam sobie częściowy zawód, bo jeden kolor jest świetny (z nowej serii, nr 6), a czerwień i nr 1 są OKROPNE. Mowa tu o Lovely Extra Lasting. Zaczynając od ,,czerwieni" nie da się nie wspomnieć o okropnym, pomarańczowym kolorze i wodnistej, obleśnej konsystencji. Pomalowane nią usta były po prostu brzydkie, fu. Zmyłam od razu i więcej minusów nie zdążyłam zauważyć. Za to nr 1 testowałam przez jakiś czas i jestem okropnie zawiedziona... Łatwo nią pomalować usta, ale co z tego skoro je koszmarnie wysusza i tworzy brzydką skorupę? Porażka totalna...

A wy jakie macie buble z Rossmanna? Zapraszam do zostawienia swojej opinii w komentarzu, pozdrawiam wszystkich!
Copyright © 2014 Kolorowa Zuzita , Blogger